Pogoda od dwóch dni piękna i ani śladu po chmurach. Rano wylot z malowniczego Ilulissat, w którym pobyt przedłużyła nam od dwa dni gratis linia lotnicza Air Greenland.

Na lotnisko transfer busem z hotelu. Tam sporo podróżnych, chyba jest więcej lotów po poprawie pogody. Odprawa sprawna, karty boardingowe dostaliśmy tylko na pierwszy planowy lot.
Podróż z Ilulissat do Kangerlussuaq bez zakłóceń. Chwilę po starcie ostatnie spojrzenie na lodowiec Sermeq Kujalleq i jego liczne góry lodowe spływające do morza. Z góry wyglądały jak okruszki, gwiazdy na niebieskim pogodnym niebie. Taki sypnięty księżycowy pył. Wielka góra lodowa, która osiadła na mieliźnie fiordu, z okna samolotu wydawała się malutka i niegroźna. Wyraźnie było widać, że otoczona jest gęstym kreszem, dlatego Karl podczas drugiego rejsu nie był w stanie opłynąć jej dookoła, jak za pierwszym razem.

Zbliżającą się wiosna i wyższe temperatury powodują, że pływającego lodu jest więcej.
Potem piękne widoki na czapę lodowcową Grenlandii i liczne jęzory schodzące do fiordów.
W Kangerlussuaq także sporo podróżnych. Lot do Kopenhagi mamy jutro.

W obie strony w naszym bilecie jest nocleg tranzytowy właśnie w Kangerlussuaq. Dlatego bilet był relatywnie tani. Normalny koszt, to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. My płaciliśmy ok. 1400 zł.
Nocleg w Kangerlussuaq fundowała z powodu opóźnienia linia Air Greenland. Zaoszczędzone więc 300 zł z kosztów ogólnych wycieczki. Dostaliśmy też dwa vouchery po 125 dkk (ok.80 zl) każdy. Jeden wykorzystaliśmy na obiad w hotelowej restauracji w budynku lotniska.

Szwedzki stół i wybór potraw zaskoczył każdego. Były ryby w wielu odsłonach, kawior i wachlarz ciepłych dań.


Z kolacyjnego vouchera zrobiłam użytek, kupując koszulkę z wołem piżmowym.
Hotel Kangerlussuaq ma kilkaset miejsc noclegowych, chyba linia lotnicza zabezpiecza się na wypadek opóźnień pogodowych, których i my doświadczyliśmy. Sama wioska jest mała, są tylko dwa dostępne na booking hostele, mające po kilkanaście miejsc noclegowych.
Lotnisko Kangerlussuaq nie jest typowym lotniskiem, jest to centrum życia osady. To tu południami przychodzi lokalna społeczność na burgera, kawę czy piwo. Młodzież traktuje lotniskową kafeterię, jako miejsce spotkań towarzyskich.
Na drugi dzień wylot do Kopenhagi. Rano oddaliśmy bagaże i na śniadanie. Też wystawne i bogate.
Kiedy czekaliśmy na wejście w strefę security, wpadłam na szalony pomysł. Wiedząc, że wiele osób czeka na wolne miejsce w samolocie, bo jest tzw. overbooking ( więcej chętnych niż miejsc w samolocie), zapytałam obsługę, jaką teoretycznie mają propozycję dla chętnych na odstąpienie miejsca na lot do Kopenhagi.
Siwy pan z Air Greenland zaproponował mi 1000 dkk (ok.600 zł), dwie noce ze śniadaniami w hotelu, cztery vouchery na 500 dkk w sumie, wycieczkę na lodowiec (ok. 500 zł). Przekornie zapytałam o możliwość lotu do Nuuk, pokiwał twierdząco głową.
Zastanawiałam się kilka minut i zdecydowałam się zostać.

Moje chłopaki nie mają możliwości w związku z pracą i tak opóźnionymi przez dodatkowe dwa dni terminami.
Zdążyłam się pożegnać tylko z Lesiem, Manikim i Qubikiem. Nie mogłam też odebrać swojego bagażu nadawanego, mają go w Kopenhadze wziąć panowie i dosłać do mnie po powrocie.
Plecak miałam spakowany na dwudniową podróż, oprócz dezodorantu miałam ze sobą wszystko, co jest potrzebne.
Panowie odlecieli a ja poszłam negocjować. Do Nuuk niestety nie było możliwości przelotu, bo zbliżająca się niedziela była bez lotów powrotnych do Kangerlussuaq. Nie zdążyłabym na kolejny samolot do Kopehagi 1 maja.
Wycieczkę na lodowiec zamieniłam na safari po tundrze. Moje zimowe buty leciały w bagażu nadawanym do Kopenhagi a i nie czułam się na siłach na wspinaczki po lodowcowych morenach.
Samotnie i trochę smutno zrobiło się wieczorem.

Ostatnie dni z chłopakami były takie dynamiczne.