Pogoda na Grenlandii jest zmienna jak kobieta. Wczoraj śnieg, deszcz, mgła marznąca i niskie chmury a dziś od rana słonecznie. Zyskując jeden dzień gratis od Air Greenland, powtórzyliśmy wycieczkę łodzią Karla po Zatoce Disko. Dał nam już niezły upust i pogoda była cudna.
Jednak zatoka wyglądała inaczej, pełno było kreszu lodowego i kry już przy wypłynięciu z portu. Aby dopłynąć do wielkich gór lodowych w Icefjordzie musieliśmy zatoczyć spory krąg, aby ominąć zwały lodu. Nie udało się także opłynąć największej góry lodowej. Zmieniły się też kształty, które mijaliśmy po drodze. Były takie jakieś bardziej poszarpane i mniej niebieskości.
W poszukiwaniu niebieskich gór lodowych wpłynęliśmy głębiej w Icefjord.
Lodowiec przez dwa dni naprodukował mnóstwo większych i mniejszych kawałów lodu.
Pod najbardziej majestatyczną z gór przypłynął czerwony kuter rybacki. Widok jak z folderu agencji turystycznej reklamującej rejsy pod lodowiec.
Podczas tego rejsu było bardziej zimno, robiłam zdjęcia bez rękawiczek i na koniec wyprawy prawie ich nie czułam. Jednak widoki cudne, kto myśli wtedy o rakiet drobnostce jak rękawiczki.
Do portu wróciliśmy płynąc bliżej miasta, jednak było dużo kluczenia i omijania kier lodowych. Ich głuchy dźwięk o dno łódki nie był przyjemny dla ucha.
Pokarm dla oczu i duszy, ale po rejsie odezwał się pusty żołądek. Miałam do zrealizowania trzy vouchery po 125 dkk każdy. Nie chciało mi się dreptać do położonego na końcu Ilulissat Hotelu Icefjord, razem z Lesiem i Aro zdecydowaliśmy się na obiad w Cafe Nuka w centrum. I to była dobra decyzja.
Knajpka pełna była nie tylko turystów z voucherami, ale też miejscowych, którzy wpadają tu na burgera czy kawę.
Objedzona jak bąk jeszcze musiałam wrócić do położonego blisko 2km za miastem, hotelu.
Dobrze, że pogoda i słońce, przynajmniej po drodze można było robić oficjalne przystanki na zdjęcia a prawdziwe na brak oddechu przy każdej górce.
Wieczorem kolejny ładny zachód słońca nad Zatoką Disko, może nie tak kolorowy jak poprzedni, ale i tak bajkowy.