W Santo Domingo miałam w planach tylko odwiedzić miejsce, gdzie Enrique Iglesias kręcił sceny do jednej z moich ulubionych piosenek – Bailando. Estakada wyglądała dokładnie tak, jak na teledysku 🙂 nie było tylko przystojniaka Enriquito. Ale byli inni..


[more]

Chmury tu mają jak w tym wierszyku o Dyziu, takie płaskie od dołu :-)Widzę też dużo podobieństw do mojej ukochanej Kuby. Myślę, że tak mogłaby wyglądać, gdyby do władzy nie doszedł Fidel i nie zamknął jej na resztę świata.I tu właśnie zdałam sobie sprawę, że bardzo tęsknię za Kubą. Dwa lata temu byłam tam po raz trzynasty. Mogę zwiedzać różne kraje, ale ❤ zawsze będzie na Kubie.

Z Santo Domingo autobusem złapanym na skrzyżowaniu, dojechałam po dwóch godzinach jazdy autostradą nad morzem, do LA Romana. Przesiadka na busika do Bayahibe.

Podróżowali trzeba trzej starsi panowie, jedne z wielkim kolorowym bębnem, potem widziałam ich grających na plaży. Miałam rezerwację na jedną nockę, ale zostaje tu dwie, rezygnuję z wizyty w Punta Cana, tu jest fajnie.

Bayahibe, to mała wioska, znana z tego, że stąd zaczynają się wycieczki na pobliską wyspę Saona. Tak i ja zrobiłam, za 1300 peso kupiłam na jutro całodniową z obiadem. To jakieś 25 USD. Polacy z wypasionego hotelu, których spotkałam potem na wyspie płacili po 60 USD i cieszyli się, że nie wykupili w Tui, gdzie dokładnie za to samo brali 160 USD!!

Ale wyspa jutro, dziś ruszyłam na miejscową plażę, na której tłumnie bawili się lokalsi. Całymi rodzinami z garnkami, krzesłami o własnymi stolikami siedzieli w cieniu palm. Rum i piwo lały się strumieniami, muzyka na full a za plecami ogrodzenie i… cmentarz z białymi krzyżami. Fajny odpoczynek raczyłeś im dać Panie 🙂 też bym sobie taki życzyła.

Woda ciepła, turkusowa i miękki piasek, plaża tylko mocno zatłoczona. Za sznurkami strażnicy i już plaża hotelowa, bez wstępu dla obcych. Siedzą sobie tam, boją się wyjść poza, tak opowiadał mi fajny hotelowy ochroniarz Fernando. No cóż. Ja się super czułam wśród lokalnych ludzi.

Tak jak w Santo Domingo miałam lekkie obawy, co do bezpieczeństwa, tak w Bayahibe czułam się zupełnie bezpiecznie nawet głęboką nocą. Muzyka była tu wszędzie, na cały regulator, pół auta, to były głośniki i na full dawały. W tutejszych sklepach wieczorem wielki ruch. Piwo, rum i tańce na ulicy.

Sami czarnoskórzy, zero turystów. Przy każdym ze sklepów kilkadziesiąt ludzi, zabawa trwała tak do rana. Partnerów do tańca nie brakowało 🙂 u nas pewnie o godzinie 22 muzykę by kazali wyłączyć i się rozejść, tu w środku wioski wszystko się rozgrywało.

No i straciłam klapeczki moje różowe, się wykończyły na ulicy w Bayahibe, odeszły w tańcu.