Po kolacji poszliśmy na spacer po nocnej Jerozolimie. Zjadłam zapiekankę, jak się okazało na drugi dzień, najdroższą w moim życiu.
Rano nie udało się obudzić przed południem.

Kiedy chciałam w kantorze wymienić ostatnie dolary na szekle, zorientowałam się, że wczoraj zamiast 10, za zapiekankę zapłaciłam 110 szekli, czyli ok. 110 złotych. Wróciłam do piekarenki w piwnicy, wytłumaczyłam najpierw piekarzowi, potem policjantowi z patrolu, który właśnie przechodził obok.
Wspólnie doszliśmy, że kasę podmienić musiał młody chłopak, jeden z klientów oczekujących na swoją pizzę. Piekarz wydawał się bardzo uczciwym człowiekiem, policjant spokojnie mi tłumaczył.
Mieli rację, to moja wina, powinnam sprawdzić, ile dostałam reszty. Mówi się trudno i frycowe płaci. Z miną blondynki pojechałam do Betlejem.
Tym razem specjalnie autobusem do check pointu, aby pokazać chłopakom granicę izraelsko- palestyńską. Stamtąd taxi, ledwo udało mi się stargować na 15 szekli.
W miejscu narodzenia Jezusa było dużo ludzi, trzeba swoje odstać w kolejce.

W kościele akurat trwała msza. Kiedy trzeba się szybko skupić, przebywanie w tłumie turystów, tego nie ułatwi. Pierwsza wizyta tu, była dla mnie zdecydowanie większym przeżyciem.
Na zakupy pamiątek zawsze polecam tylko do sklepu w prawo od kościoła, do polskiego sklepu, który odwiedzają nawet znani Polacy. Właściciel Biedronki w Betlejem mnie rozpoznał, miłe to. Chłopaki zrobili zakupy z blisko 50% rabatem a ja dostałam w prezencie dwa różańce i pocztówki.


Poczta była już zamknięta, ale udało się nam jeszcze kupić znaczki. Głodni, więc wizyta w knajpce domowej na rogu, gdzie robią najlepszy na świecie humus. Falafel też jest przepyszny w ich wykonaniu.
Taxi i do hotelu Walled Off przy murze i słynnych grafitti. Ściemniało się i niestety ten ciekawy element naszej dzisiejszej wyprawy, mocno skróciliśmy.
Do Jerozolimy poprzez check point, autobus 231. Kiedy zaszło słońce jest zimno, za zimno na cienki polar i bose nogi w klapkach. Wszyscy szybkim krokiem maszerowaliśmy od autobusu.

Przy Bramie Damasceńskiej nadal pełno reporterów, kamer i wozów transmisyjnych.

A w hotelu już czekała gratisowa kolacja. Gorąca herbata, gorąca kąpiel i do łóżka, oj zmarzłam pod koniec dnia.
Słychać jakieś wybuchy, grzmoty, ale lenistwo nie da się wyciągnąć już z łóżka.

10.12.2017