Pobudka o ciemnej nocy i szybki spacer na dworzec kolejowy… żadnego człowieka, tylko dwa koty, oczywiście czarne, spotkałam idąc słabo oświetlonym brukowanymi uliczkami Sibiu. Ranne wstawanie się opłaca… wschód słońca, kłaczki mgły rozciątnięte między górami, pasterze goniący swoje stada na łąki. Momentami czarne chmury już nakreślały charakter dzisiejszego dnia- bliższe poznanie się z hrabią Draculą.

W Braszowie szybko autobusem 51 do Hostelu Bohema, przepakowanie i szybko autobusem do Bran- miasta położonego kilkanaście kilometrów od Braszowa.

Moim sąsiadem podróżnym był starszy pan w zielonym sweterku i słomkowym kapeluszu. Nie znał słowa po anieglsku a mimo to chyba zrozumiałam, co do mnie mówił. Z dumą pokazywał mijane ładne widoki, a na koniec szarmancko ucalował w dłoń.

W mieście, w którym podobno mieszkał słynny wampir, był akurat doroczny festiwal piwa, więc aby wejść do zamku na skałach, musiałam ponad godzinę stać w kolejce.

Warto było dla pięknych widoków z zamkowych okien, zobaczenia misternych drewnianych mebli i.. chwili ciszy w przyzamkowym parku.Potem rundka po straganach w poszukiwaniu drakulowego magnesu i powrót do Braszowa.

Uchodziłam się dziś, jestem cała poobijana, ten Drakula, jeśli kiedyś rzeczywiście był w owym zamku, to chyba słabo się odżywiał i chudziutki był, bo sekretne korytarze i przejścia były taaaaakie wąskie 😉

16.08.2014