Wieczorem poszłam na pokaz tradycyjnych tańców kandyjskich. Wielka sala, rzędy krzeseł i mnóstwo turystów. To nie to co na Bali, gdzie pokazy miałam tylko dla siebie. Kandyjska muzyka sakralna i ludowa, to głównie bębnienie. Tańce, muzyka i opowieści ciała tancerzy i tancerek przeniosły mnie w świat rytuałów i egzorcyzmów Kohomba Kankariya.

[more]

Przedstawienie zaczęło się od tańca pooja – inwokacji, podczas której tancerze chwalą chroniące ich bóstwa.

Jedyną towarzyszącą muzyką był dźwięk bębnów, który może wprowadzać w trans.


Podobał mi się szczególnie taniec pawi, który pochodzi z kandyjskiej tradycji vannam, czyli recytacji naśladujących zachowania różnych zwierząt.

Kiedy na scenie pojawiły się dwie postacie w demonicznych maskach wykonujące taniec salupaliya, rozległ się perlisty śmiech siedzącego obok mnie malucha.

Ależ ten chłopiec się cieszył, jak demon zwrócił ze sceny na niego uwagę. 

Potem był występ tancerzy raban, podczas którego balansują oni na kijkach wirującymi talerzami.

Pokaz kończy najważniejszy i najbardziej popularny taniec kandyjski – ves.

Kostiumy i nakrycia głów w tym tańcu są szczególnie bogato zdobione.

Bębny przyśpieszają, tancerze wirują, aż nie można tego ogarnąć.


Na koniec kilku z występujących tancerzy pokazało scenkę z chodzeniem po rozżarzonych węglach.