Pobudka o czwartej rano, głęboka noc. Szybki spacer po wąskich uliczkach, omijanie nocnych kup, śpiących ludzi, psów i uciekających szczurów. Łódka, zimno, cicho jak na Indie. Pół godziny później jestem na ceremonii z okazji wschodu słońca nad Gangesem.

[more]

Ganges jest świętą rzeką dla przyjezdnych Hindusów.

Z największym skupieniem kapią się w niej, potem napełniają małe pojemniki świętą wodą na wynos. Dla turystów są atrakcją, unikalnym miejscem, gdzie można znaleźć coś, czego się szuka.

Ja znalazłam dokładnie to, czego się spodziewałam.

Poruszyła mnie śmierć, która towarzyszy pracującym w spalarni mężczyznom z najniższej klasy indyjskiego społeczeństwa – nietykalnych. Bardzo ciężko pracują.

Dźwigają z łódek na ląd kłody drewna, z których potem robi się stosy do palenia ciał. Układają zmarłych, dziesiątki, tysiące ciał zawiniętych w białe całuny. Dzień w dzień. Dokładają drewna, aby dobrze się spaliło, zamiatają do Gangesu potem popioły, kości i wygrzebują resztki bambusowych stelaży.

Czasami znajdą złotą biżuterię, inne kosztowności – rodzina tego nie zabiera.

Nie robiłam zdjęć przez ten czas, kiedy byłam blisko przy stosach, tak jak lubię łamać zakazy, tak tu nie mogłam. Nie umiałam wskoczyć pomiędzy zbolałą rodzinę a cichych nietykalnych.

Na ceremoniach nie ma kobiet, są za wrażliwe. W oczy chyba gryzł dym, albo widok rodziny skupionej wkoło stosu, patrzącej, jak ogień trawi ich bliską osobę. Po kilku kwadransach i spaleniu młodego chłopaka, odeszłam, zemdliło mnie, już nie mogłam tam być.

Dym miał zapach drzewa sandałowego, ale był bardzo duszący. A oni tam są, przy przejściu do drugiego świata…

Młody chłopak, który mnie oprowadzał po tym posępnym miejscu zaproponował nawet, że za odpowiednią kasę, może mi załatwić pozwolenie na robienie zdjęć. Wszystko jest na sprzedaż.. 🙁

Nieśpiesznie wróciłam brzegiem Gangesu w pobliże swojego hoteliku.

Mijałam modlących się świętych mędrców, podróbki dla turystów i nachalnych sprzedawców pamiątek.