Po pięciu godzinach w wesołym autobusie wreszcie jestem w Baracoa. Gnało mnie tu od pierwszej wizyty na Kubie, wreszcie dotarłam. Chyba intuicja znów dobrze mi podpowiadała- Baracoa i okolice, to cudne miejsce. To tu w 1492 roku miał wylądować Krzysztof Kolumb.

[more]

Historia widoczna jest przy każdym kroku. Zauroczyli mnie szczególnie mieszkańcy tej okolicy- potomkowie rdzennych mieszkańców Kuby- Tainowie. Już w rysach twarzy widać różnicę, która ujawnia się także podczas kontaktów z nimi. Są bardziej zamknięci, zupełnie inni niż inni Kubańczycy.

Baracoa nie oferuje białych idyllicznych plaż, piasek i kamienie mają ciemny kolor, ale wybrzeże ma swój urok.

Trafiłam akurat na karnawał- fiesta trwała cały czas mojego pobytu. Dzieciaki cały czas z urwistego brzegu puszczały kolorowe latawce… obwoźne karuzele przyciągały głośną muzyką od rana do późnej nocy a stragany piszczącymi zabawkami dla dzieci.

Ludzie są tu mniej wylewni o wcześniej spotykanych Kubańczyków. Powściągliwość, ale nie wrogość, czułam na każdym kroku.


Tu też po raz pierwszy zobaczyłam jak sprzedawane jest przydziałowe mięso na kartki. Z worka ręką nieokreślona breja kładziona jest wprost na wagę, po czym zsuwana ręką sprzedawcy do torby klienta. Higiena? Jaka higiena???

Catedral de Nuestra Senora de la Asuncion, gdzie przechowywany jest Cruz de la Parra- kontrowersyjny krzyż przywieziony przez K. Kolumba.

Sierra del Purial