Lankijskie pociągi i podróż nimi, to temat na książkę. Podróżowałam pociągami na Sri Lance w górach i na wybrzeżu. Każdy z tych przejazdów był bardzo tani, najwięcej zapłaciłam 23 zł za przejazd z Matara do Kolombo (ponad 4 godz. jazdy). Warunki były zróżnicowane. Od klimatyzowanych przedziałów pierwszej klasy, gdzie nie można było otworzyć okna, do skajowych siedzeń w klasie trzeciej. Tam też spotykałam najciekawszych ludzi.

[more]

 Na peron można wejść mając w ręku bilet, który oddaje się też po zakończeniu podróży.

 Wsiadać do pociągu można i z takiego zielonego peronu gdzieś w górach.

Pociąg relacji Kandy – Nanu Oya jechał przez wzgórza porośnięte krzaczkami herbaty.

Na każdej stacji był zawiadowca, cały ubrany na biało.

Tu przystojniak z Inguruoya.

 Mimo odgwizdania odjazdu pociągu, ludzie z niego wsiadali i wysiadali.

Po bokach widać było starodawne wagony, ciągle działające.

Po drodze zaliczyliśmy kilka kolejowych mijanek.

 Na stacjach, wprost z okna, można było kupić gorące jedzenie i chłodne napoje.

 I te zamglone wzgórza herbaciane.

Komu orzeszki, komu?

Podczas podróży z Matara do Kolombo, na dworcu w Galle stał automat do włoskich lodów. Zjadłam aż trzy porcje, ależ mi smakowały! Były smaczne i dzięki nim, następne godziny spędziłam na zwiedzaniu kolejowych, dworcowych i lotniskowych wychodków. A może było to zasługą herbaty z mlekiem, wypitej na poprzedniej stacji?

Na wybrzeżu często mijałam ślady po tragicznym tsunami.

 I slumsy na przedmieściach Kolombo.