Wieczorem szybko spać, bo pobudka mocno przed świtem. Z Santa Eleny są tylko dwa autobusy wyjazdowe, o godz. 4.20 o 5.30 rano.

Zmieniło się też miejsce wsiadnia, teraz jest o dworzec autobusowy przy nowej galerii handlowej. Czyli do przejścia zejście i bardzo strome podejście. Z plecakiem, w którym przybyło 2 kg kawy dla Mamy. Z językiem u pasa doszłam.
Widoki gór niestety nam umknęły, bo ciemną nocą jechaliśmy ten odcinek drogi.
Na miejscu w Puntarenas pół godziny do następnego autobusu.

Kawa i śniadanie w knajpie nad brzegiem morza. I pierwszy wypity w życiu świeżutki kokos Waldka.
Potem blisko 3 godziny jazdy do Quepos i nerwówka w poszukiwaniu miejsca do wykonania testu covid, który musimy mieć, aby wrócić do Panamy.
Koniec języka za przewodnika, taksówkarz busa wiedział, gdzie robią. 65 dolców, minuta nieprzyjemnego badania i już można jechać do pobliskiego Manuel Antonio, czekać na wyniki wymazów.
Nie byłam tu wcześniej, ale jestem pod wielkim wrażeniem widoków nadomrskich.

Pieknie położona plaża, na horyzoncie wysokie skały i wyspy porośnięte dżunglą. Trochę mi te obrazy przypominają Tajlandię.
Plaża nie aż tak czarna, lekko brązowa, ale piasek drobiutki.
Hostel też mamy klimatyczny i blisko morza oraz wejścia do parku narodowego Manuel Antonio. Z powodu obsuwy mieliśmy zostać tylko jedna noc w oczekiwaniu na wynik testu i jechać dalej do granicy z Panamą. Jednak po wspólniej naradzie zdecydowaliśmy, że te widoki warte są zostania na dwie noce.
Wbrew prognozom, po dwóch godzinach przyszły wyniki testów i w zasadzie mogliśmy planowo rano ruszać do Panamy, ale aż szkoda opuszczać to miejsce pełne uroku.
Smaczna kolacja z ryb, owoców morza i krewetek.

I oczywiście pranie, bo brak czystych kawałków ubrań.
Wreszcie mamy słoneczną pogodę a po zimnie w Monteverde i ciągłych deszczach należy nam się chwila plażowania.