Lało i grzmiało całą noc. O świcie po śniadaniu na stojąco, szybko do wodnej taksówki. W Bocas zostaje jeden z naszych chłopaków, ma wcześniej lot do Europy i nie mógł ruszyć z nami na podbój Kostaryki.
Podróż motorówką do Almirante, to ponad pół godziny i poobijany kręgosłup i cztery litery, mokre ubranie i bolące gardło od okrzyków na każdej z większych fal. Ponure morze z falami, szybkość i wiatr, nie była to za przyjemna droga.

W Almirante wielki kontenerowiec z bananami znanej marki Chiquita, ładowali go na rejs do Europy. Spodziewajcie się więc nowej dostawy bananów od nas.


Na miejscu chłopak z łódki od razu nagrał nam auto na odcinek do granicy z Kostaryką. Zadowoleni , że tak sprawnie wszystko idzie dostaliśmy potem nieźle po nosie.
Od ostatniej mojej wizyty zmieniło się prawie wszystko. Zniknął stary kolejowy most na rzece Sixaola, barak kostarykański, który robił za kontrolę paszportową. Pojawił się za to nowy szeroki most, kontenery graniczne i …toalety.
Jak po stronie panamskiej szybko i bez problemów, tak już po przejściu granicznego mostu, przed wejściem do Kostaryki, spędziliśmy ponad 5 godzin.
Swoją podróż ubezpieczyliśmy kosztowną polisą obejmująca także sprawy związane z covidem, ale już wczoraj wieczorem zaczęły się problemy.
Kostaryka wymaga wyszczególnienia w zapisie polisy kwoty za hotel w przypadku objęcia kwarantanną. Na nic się zdało udawanie, że poprzedniego wieczoru nie widziałam emaili z ministerstwa zdrowia, czy pokazywanie zapisu na polisie o wszystkich dodatkach związanych z covid.

Młoda lekarka z kontenera na piętrze była nieugięta. Były dwie opcje: albo uzyskać od naszego ubezpieczyciela aneks do polisy, albo wykupić w budzie obok ubezpieczenie zawierające pokrycie kosztów hotelu.
Burza w tym czasie była okrutna, tak jak udało się nam suchą stopą przejść most, tak następne godziny, to były potężne wyładowania i ściana wody.

Rozłożyliśmy się z bagażami przy małej knajpce, ale przeloty do lekarki, okienka z ubezpieczeniem były bez dachu.
Internet bezpłatny na granicy nie działał na tyle, aby można było zadzwonić do ubezpieczyciela w Polsce, więc kupiłam kostarykańską kartę sim. Rozmowy z sześcioma osobami i godzinne oczekiwanie na dosłanie aneksu polisy nic nie dały i musieliśmy dokupić ubezpieczenie. Po 51 usd na głowę od niemrawego pana z budki.
Po blisko sześciu godzinach, zjedzeniu zapasów kanapek i treningu cierpliwości na biurokrację, dostaliśmy pieczątki wjazdowe do Kostaryki.
Lekarka, młode dziewczę, chyba w podziwie naszej desperacji wjazdu do jej kraju wyjaśniła, że nie jesteśmy pierwszymi, którzy mają problemy na granicy. Podobno wielu turystow odbija sie i zwyczajnie rezygnuje z wjazdu do Kostaryki.

Na pocieszenie dodała, że od 1 sierpnia znoszą konieczność posiadania zapisu w polisie o hotelach.
Nadal bardzo padało i nie chciało się nam iść w deszczu do przystanku autobusowego. Jeden z kierowców busa zaproponował dobrą cenę dowozu do Cahuity i skorzystaliśmy.

24.07.2021