Lot z Seszeli bardzo się dłużył, ciasno i gorąco mi było. Opalona na raka skóra piekła, blondynka zapomniałam, że to intensywne równikowe słońce tak mnie głaskało. Na lotnisku w Mumbaju szybką wymiana kilku dolarów, maksymalna kwota, to 4 tys rupii, mają tu w Indiach problemy z pieniędzmi, po tym jak wycofali 80% banknotów z obiegu. Grunt, że mam kilka groszy 🙂


[more]

Jeszcze po ciemku wyruszyłam z nowoczesnego lotniska na Dworzec Bandra, mając nadzieję na kupno biletu do Jodhpur. Nie udało mi się go kupić przez net a system pokazywał, że jest kilkaset osób oczekujących na liście rezerwowej. Poznani kilkanaście godzin wcześniej rodacy zostali na lotnisku czekając na dzień.

Po wyjściu z terminala oblepili mnie kierowcy taksówek, tak tuków i naganiacze. Dotarłam sprawnie na przystanek autobusowy, ale pojechałam jednak tuk tukiem. Czarna noc, ruch na ulicy duży i jak zwykle gwar. Przez kolejne pół godziny balansowałam, aby nie wypaść w czasie tej szaleńczej jazdy.

Dobrze chyba jeszcze działała tabletka nasenna, która wzięłam przed lotem, bo na każde zagrożenie zderzenia z innym pojazdem, patrzyłam jak widz w ekran telewizora. Było mi zwyczajnie obojętne, czy walnie nas rozświecona jak choinka i rycząca jak stara króla, ciężarówka, czy zwinny jak jaszczurka inny tuk tuk.

Zresztą to z każdej strony się działo a ja mam tylko dwa oka! Grunt, że dotarłam cała na dworzec. Nadal ciemno i prawie wszystkie kąty wyłożone ludźmi śpiącymi wprost na podłodze. Jakaś dobra dusza wskazała mi okienko, w którym za kilka godzin ruszy sprzedaż biletów, więc też się rozłożyłam na podłodze.

Udało się przespać może z godzinę, kiedy ktoś zdzielił mnie po stopach – to strażnik dworcowy budził wszystkich, strzelając im z białego kija. Byłam trzecia w kolejce przez jakieś pół godziny, bo potem okazało się, że jako bladej twarzy udało mi się w nocy wejść na dworzec a faktyczna kolejka kończyła się jakieś dwieście metrów pod oknami budynku. Tym sposobem znalazłam się na szarym końcu i gdyby nie ochroniarz co zdzielił mnie kijem, pewnie bym kwitła tam do jutra. W innym okienku kupiłam swoje bilety w ciągu niecałej godziny. Najpierw musiałam na każdy kurs wypisać zamówienie rezerwacyjne na druczku.

Za sześć biletów w najtańszej klasie podróży, czyli tzw.SL zapłaciłam 3 tys rupii. Z czego połowa, to koszt dzisiejszego biletu, bo udało mi się go kupić z jakiejś listy dla turystów, w cenie jak widać mocno turystycznej -1478 rupii (ok.90 zł za podróż 17 godz.). Normalna cena tego biletu, to ok.25 zł. Uszczęśliwiona biletami ruszyłam na podbój okolicy.

Jednak ciężki bagaż podręczny i upał ściągnęły mnie po kilku kwadransach na dworzec. Zdążyłam kupić cebulę zapiekaną w cieście i banany – to będzie moje dzisiejsze śniadanie, obiad i kolacja 🙂 no mam jeszcze ciastka z biedronki i w połączeniu z wszędzie dostępna herbatą z mlekiem, spokojnie mi wystarczyły W Indiach byłam osiem lat temu i nic się tu nie zmieniło.

Nadal ludzie żyją w slumsach, krowy spacerują po ulicach jak święte a do życia tak niewiele potrzeba. Mam teraz porównanie z wieloma innymi krajami odwiedzonymi między tymi dwoma pobytami. Tak, w Indiach jest największy syf i bałagan, jaki widziałam. Indie albo się odrzuci na początku, albo przyjmie i będzie próbowało zrozumieć.

Podróż pociągiem z Mumbaju do Jodhpur zaczęła się od zupełnego odpłynięcia. Pozapinałam łańcuchami bagaż i na kilka ładnych godzin odcięło mi głowę – dwie zerwane noce zrobiły za tabletkę nasenną 🙂 kiedy się obudziłam było już ciemno, co nie znaczy cicho 😉 ale przynajmniej nie przeszkadzało tak jak wcześniej zachowanie sąsiadów. Głośne rozmowy, spluwanie na podłogę, bekanie i rzucanie śmieci pod siebie, tu są normą.

Możesz co najwyżej wdrapać się znów na swoją pryczę pod sufitem, zatyczki do uszu i dalej leżeć 😉 ale to są Indie 🙂 ciasta z biedronki przełamały pierwsze lody i dalej było iście rodzinne. Na każdej stacji wsiadają sprzedawcy oferujący gorąca herbatę z mlekiem i przyprawami, serwowaną w malutkich kubeczkach (0,60 zł), albo różne inne jedzenia- zazwyczaj pikantne! Można też kupić skarpetki, dmuchane poduszki czy bawełniane prześcieradło- idealne na noc w tej najtańszej klasie indyjskiego pociągu.

Masz tylko pryczę a resztę musisz mieć swoją 😉 Towarzystwo ułożyło się do snu tak po 22, pojawili światła i poowijali w różne szmatki – mimo zamknięcia malutkich okienek, zimny wiatr hulał po wagonie. Założyłam drugie spodnie, podwójne skarpety, w śpiwór i z czapka na głowie było mi nadal zimno. Trzeba kupić sobie jakiś wełniany szalik ;-))

Przyjechałam do Jodhpuru o ciemnym ranku, tuk tuk i już jestem w zarezerwowanym pokoju – w starym budynku przy wieży zegarowej, okna ma abażurowe i jest strasznie zimno 😉 ale jest wreszcie łóżko 🙂 ? łóżka!