Wyspę San Andres znalazłam przypadkiem podczas bezsennej nocy. Lubię wtedy patrzeć na latające po świecie samoloty w aplikacji flightradar. I natknęłam się na małą kropkę na Morzu Karaibskim, gdzie lądowało dużo samolotów z Kolumbii. To właśnie San Andres i Prowidencia. Wysypy leżące przy brzegach Nikarqgui a należące do Kolumbii. Loty są tu tanie, więc się skusiłam na nowe kreski na mojej mapie lotów.
Z Panama City do kolumbijskiego Medelin, po drodze cudne widoki znów na Darien i Andy podnad chmurami. Na lotnisku dwie godziny na śniadanie i zakup karty turystycznej na San Andres i znów w samolocie. Podchodzenie do lądowania na wyspie ze spektakularnymi widokami na błękity morza wkoło.
Hostel mam przy najładniejszej plaży Spratt Bight i spacerem z malutkiego lotniska.
Klimat jak na większości karaibskich wysp- głośna muzyka, obwoźne wózki z napojami, piękne kobiety z skąpych bikini paradujące dumnie po promenadzie przy plaży. Plaża rajska, z palmami obwieszonymi kokosami, białym piaskiem i siedmioma odcieniami jasnej wody.
I wszechobecny zapach smażonej ryby oraz ciepło i słońce na bezchmurnym niebie.
Tu będę odpoczywać kilka dni.