Irańskie samoloty są stare, ale ten, którym leciałam miał tylko 22 lata. Varesh Airlines ma w swojej flocie 5 samolotów. Lot z Teheranu na wyspę Qeshm trwał niecałe dwie godziny. Widoki za oknem, to w większości pasmo gór Zagros, z pięknymi ośnieżonymi szczytami.
Na Qeshmie ciepło, ponad 20 stopni, ale rozebrać się nie można do krótkiego rękawa. Przynajmniej nie kobiety, muszę być zasłonięta, łącznie z włosami. Fakt, że tu na wyspie mniej restrykcyjne pochodzą do tego, ale nie chcąc urazić odczuć tutejszych, cały czas mam na głowie swoją ulubioną jedwabną chustę.
Zatrzymałam się w tym samym hoteliku przy bazarze, co zawsze. Pokój mam ten sam, kiedy jestem tu sama. Sprzedawca skarpetek na rogu też mnie pamiętał i przywitał się jak z dobrą znajomą.
Rano spotkałam się ze znajomym i pojechaliśmy na objazd wyspy. Zaplanowałam wizytę na pobliskiej wyspie Hengam, ale zanim dojechaliśmy do przystani łódek, było już popołudnie. Tyle ciekawostek po drodze.
Pierwszą z nich była suszarnia ryb, z daleka śmierdząca i otoczona czekającymi na nieuwagę człowieka, mewami. Podkradały ryby z siatkowanych stołów, przy których pracowali ludzie. W większości byli to mężczyźni pochodzenia afgańskiego, ubrani w charakterystyczne stroje. Długie tuniki i spodnie z obniżonym krokiem. Opatuleni w chusty, chroniące przed słońcem i pylącą się wszędzie solą. Małe rybki wielkości palca leżały na siatkach przez kilka godzin, po czym zbierane były do worków, pakowane na samochód i na statki. To przysmak dla mieszkańców wschodniej Azji i tam są eksportowane z Qeshmu. Fejsal, mój znajomy, dorabia pracując jako rybak. Całe dnie spędza na małej łodzi wraz z kilkunastoma innymi rybakami pływając po wodach Zatoki Perskiej. Za sześć dni pracy w tygodniu dostaje równowartość kilkunastu dolarów. W jedynym wolnym dniu pracuje jako kierowca taksówki. Nie ma licencji, więc i paliwo kupuje drożej. Ciężkie życie…