To był bardzo męczący dzień w podróży. Kilka minut po wyjeździe z dworca w Quepos była kontrola policji i staliśmy blisko godzinę, przez co nie zdążyliśmy na przesiadkę. Dobrze, że czas oczekiwania na decyzję grubego policjanta, który zatrzymał nasz autobus, umilały dwie czerwono- żółte papugi ary.

Najpierw w oddali a potem blisko na drzewie.
W Uvita czekaliśmy na autobus do Paso Canoas prawie dwie godziny. Potem było już gorzej. Na granicy Kostaryki trzeba było zapłacić podatek wyjazdowy 9 usd, tam okazało się, że wszystko jest czynne jeszcze dziesięć minut i jak nie zdążymy załatwić wszystkiego, to zostajemy na noc w tym dziwnym nagranicznym miasteczku. Po kontroli paszportowej kostarykanskiej biegiem do położonej o 200 metrów panamskiej.

W tym czasie ulewa i zrobiło się ciemno. Niestety przy okienku panamskim stawiliśmy się dwie minuty po godzinie 18. Do tego okazało się, że trójka z grupy nie ma stempelków wyjazdu z Kostaryki.

Już wolno poczłapaliśmy znów do okienek kontroli kostarykańskiej. Nic nie zdziałaliśmy, bo punkt 18 zamykane są systemy komputerowe i sprawę można załatwić jutro.
Paso Canoas jak wiele podobnych miasteczek na granicy nie cieszy się za dobrą reputacją, dlatego hotel wzieliśmy z podpowiedzi strażniczki granicznej. Szliśmy w deszczu, mijając liczne hoteliki na godziny, bary i różnej profesji naganiaczy.
Hotel na szczęście porządny i niedrogi, bo na głowę tylko 11 usd.
Do kompletu prawie zerowego morale grupy dołączyła pobudka w środku nocy z powodu strzałów w pobliżu.

Klaksony samochodów, strzały i wybuchy rac. Ulicą obok przejeżdżał dziwny konwój a w niebo strzeliły fajerwerki. Rano przy śniadaniu dopytałam się o nocne zajście. Pierwsza wersja była o śmierci lokalnego watażki a wyraz twarzy mówiącego o tym chłopaka kazał nam domniemywać, że lepiej się więcej nie dopytywać. Druga wersja mówiła o śmierci dziecka.
Rano okolica nie wydawała sie już taka złowieszcza jak nocą, jednak problemów nie ubyło.

Trzy osoby dostały stemple wyjazdowe z Kostaryki i człap człap do granicy panamskiej. Trochę się obawiałam, od kilku dni nie można wypełnić formularza wjazdowego w necie, żeby uzyskać kod QR. Haczykiem okazały się jednak stemple. Nie można jednego dnia opuścić Kostaryki a następnego dopiero wjechać do Panamy, musi być z jednego dnia. Oczywiście trzeba było wrócić do okienek kostarykańskich, było też ryzyko konieczności zapłacenia ponownego podatku wjazdowego.

Po kilkunastu minutach jednak wracałam z dziewczynami i prawidłowymi stemplami.
Przy okienkach panamskiej kontroli konieczność okazania wydruku testu, my mieliśmy tylko w komórce. Na szczęście obok można wydrukować za 2 usd za sztukę. Przy okazji zrobić sobie test za 45 usd. Czyli niepotrzebnie się stresowaliśmy trzy dni temu, można go było zrobić na samej granicy.

Jednak informacji o tym w necie nie znalazłam.
Po trzech godzinach w końcu stanęliśmy na ziemi panamskiej, z bardzo ważnym stemplem wjazdowym w paszporcie. W busika i do David. Mamy dwudniowe opóźnienie w realizacji Programu wyjazdu, miejmy nadzieję, że władze wysp San Blas jednak pozwolą na realizację naszego pobytu, bo nadal jest to pod znakiem zapytania.