Dziś już nie było w nocy tańców na gorącej jak patelnia, ulicy. Może i lepiej, kupione w Santo Domingo klapeczki jeszcze niech troszkę pożyją. Była głośna muzyka, ale to chyba przez hektolitry mrożonej kawy wespół z pinacoladą, nie mogłam zasnąć.


[more]

Do północy konwersowałam z przypadkowo poznanym Peruwiańczykiem. „Przyłapał” mnie na swoim tarasie hotelowym, jak jadłam rybkę z juką. Zaskoczony był mną, jak ja nim. Ale sygnał internetowy z recepcji tylko tu łapał bez zakłóceń.

Tematów mieliśmy mnóstwo, głównie o jego fotogenicznym kraju. Nad ranem trzeba było spać, bo pobudka o świcie, nieznane mi połączenie na lotnisko w Punta Cana czekało jako wyzwanie. Busem do autostrady, jednak tam wszystko jechało tak szybko i przez dobre pół godziny fiasko z okazją. Dopiero na zjeździe udało mi się złapać autobus, jak myślałam do Punta Cana.

Niestety, wywiózł mnie w głąb wyspy, do Hiquey. Tam w przesiadłam się w busa, którym dojechałam już do samego lotniska, odwiedzając przy okazji Bavaro 🙂

Przynajmniej zobaczyłam, jak wygląda dominikański interior. Pastwiska I mnóstwo afrykańskich akcji, krajobrazy znowu podobne do tych kubańskich. Na lotnisku sporo Polaków, bo dziś samolot do Katowic. Lot do San Juan w Portoryko krótki, tylko 25 minut. I już ponowne pytania o cel podróży.

Widziałam po raz pierwszy tęczę od góry, z samolotu. Wydawała się taka mała. No i musiałam tu skorzystać z burżujskiej opcji przemieszczenia się do Fajardo. Po raz pierwszy skorzystałam z ubera.

Przejazd 46 kilometrów z San Juan do portu w Fajardo kosztował 65 usd. Nie miałam innego wyboru, aby dostać się na prom. Tu każdy ma auto a nawet kilka i nie podróżuje się autobusami, które kursują sporadycznie.

Na prom zdążyłam ten wcześniejszy, o 17 i na Vieques byłam godzinę później. Tam odebrał mnie mój gospodarz i pojechaliśmy na drugi brzeg wyspy. Sporo turystów, restauracji i pubów nad samym morzem.

Większość przybyła tu dla głównej atrakcji, jaką są świecące w nocy żyjątka, które widać przy każdym poruszeniu wody. Jutro się wybiorę na takie obserwacje. Wieczór spędziłam w pubie, nad wielkim pieczonym ziemniakiem, w towarzystwie poznanych dziewczyn z Norwegii i Francji.

Znów miałam problemy ze znalezieniem swojego domu w ciemnościach.