Mijane krajobrazy dalekiej północy kojarzyły mi się cały czas z filmem „Przystanek Alaska”. To przecież nadal było kilkaset kilometrów za kołem podbiegunowym. Nieliczne chatki, rwące potoki i strzeliste sosny. Taki krajobraz dostałam na pożegnanie pięknej Norwegii. Cały dzień spędziłam w Parku Narodowym Abisko, już po szwedzkiej stronie Gór Skandynawskich.

[more]

Zachęcona wysokością, a raczej niskością górek żwawo szłam od razu za przewodnikiem, co pozwoliło mi na zapoznanie się z licznymi okazami flory i fauny. Wśród ubogiej roślinności można było wypatrzeć pardwy, siewki złote,i mornele. Piękne widoki w miarę wchodzenia w wyższe rejony rekompensowały trudy. Z jednej strony wśród wysokich ośnieżonych gór błyszczało w dolinie jezioro Torneträsk a z drugiej wąwóz rzeki Abisko.

Całodniowa wyprawa, to dla mnie bagatela 15 km po laso-tundrze. W połowie drogi wysiadłam, akurat „zdobyłam” szczyt o nazwie Paddus i wspaniały punkt widokowy na leżącą u jego stóp tundrę aż po charakterystyczne dla PN Abisko dwie siodłowe góry zwane Lapplandporten- Bramą Laponii.

Tam spędziłam sporo czasu uparcie szukając reniferów i Rudolfa z czerwonym noskiem. Niestety, widziałam tylko jego… biała pupę znikającą za krzakami. Dobra pupa lepsza niż nic!

Potem powrót i pomylona ścieżka. Na szczęście zdążyliśmy wrócić o czasie.

Jaka ja byłam z siebie dumna, że przeszłam te 15 kilometrów! To nic, że nogi były innego zdania, nie trzeba być zawsze w zgodzie ze swoją fizycznością, prawda? 🙂