Australia, to zdecydowanie dziwne miejsce.
Nie dość, że ludzie chodzą tu do góry nogami, nie odpadając od ziemi, to jeszcze większość wygląda jak z ekskluzywnej reklamy sprzętu sportowego, aż miło popatrzeć na ładne obrazy.
Widziałam dziś łaciate, czarno – białe wrony, owce wielkości krowy, aksamitne lasy, czy lasy, w których rolę drzew pełniły wielkie paprocie a spacer w innym przenosił zapachem do zasmarkanego dzieciństwa. W październiku kwitnący w ogrodach fioletowy i różowy bez? Tak.

Na pustych drogach, tiry długie jak pociąg, oświetlone w stylu świątecznej reklamy coca coli.

Nie wspomnę o niezrozumiałych dla mnie znakach drogowych w ksztalcie kopnietęgo kwadratu, kolorowych papugach w charakterze, wszędobylskich wróbli.

Jestem w Australii od dwóch dni a widziałam już kilka kangurów. Ostatni, płaski spoczywał na poboczu, z wcześniejszego mignęła mi wielka łapa, kiedy wyskoczył nagle na jezdnię. Bystry kierowca zręcznie darował mu życie.
Miałam szczęście, buzia sama się uśmiechała na widok pociesznego misia koali, który z zapałem wcinał pachnące listki eukaliptusa.

17.10.2015