Mocna kawa i byłam do życia już przed ósmą. Bardzo chciałam zobaczyć Wzgórze Świątynne i meczet ze złotą kopułą, jeden z symboli Jerozolimy.
Jakieś dyskusje przy wejściu, już myślałam, że nie zobaczę z bliska tego miejsca. Samo wzgórze mnie rozczarowało, zupełnie nie umiałam znaleźć dobrego kadru. Do środka i tak nie weszliśmy, bo do meczetu wstęp mają tylko muzułmanie. Po godzinie spacerowania wyszliśmy na zewnątrz.
W planach odwiedzenie miasta Jerycho, ale musieliśmy zweryfikować zamierzenia, bo okazało się, że nie ma z Jerozolimy już bezpośredniego autobusu. Pojechaliśmy więc, z ukrytego między domami obok Bramy Damasceńskiej dworca autobusowego, do Ramallah.

Samo Ramallah bardzo krótko, w oddali słychać było skandowanie demonstrantów. Dość długo czekaliśmy na zapełnienie się busa do Jerycho. Kiedy już wszystkie miejsca były zajęte, ruszyliśmy.
Po zjechaniu z ronda z wielką palestyńską flagą zauważyłam na ulicy kamienie i przewróconą latarnię. W nosie kręcił smród palonej gumy. Najpierw pomyślałam, że naprawiają ulicę, potem zobaczyłam żołnierzy z wymierzoną bronią.
Stali na poboczu, kilka metrów od nas.

Kilku miało przygotowane do strzału wielkie wyrzutnie rakietowe. W asfalcie obok dwie wielkie dymiące dziury, obok rozerwany metalowy śmietnik z kołami do góry.
Coś się musiało tu stać kilka minut wcześniej.

Kierowca też zorientował się, że jesteśmy w zasięgu ognia i przyśpieszył. Jednak dalej stały wojskowe wozy pancerne, zamknęli drogę, zrobili blokadę, kazali nam wracać w miejsce wybuchu.
Ludzie w busie zaczęli protestować, jednak musieliśmy wrócić. Mogłam wtedy dokładnie zobaczyć grupę żołnierzy i stojących w białym dymie cywilów naprzeciw.

Chwilę później obok żołnierzy wybuchło coś białym dymem do góry. Za nami jechały trzy auta osobowe, ani żołnierze, ani cywile nie zwracali na nas zupełnie uwagi.
Bałam się, że któryś z granatów lub odpalona rakieta, trafią w nasze auto. Kierowca też chyba o tym myślał, bo gnaliśmy bardzo szybko, z piaskiem opon, lawirując między kamieniami na dymiącej ulicy.
Długo jeszcze emocje nie mogły wrócić na swoje miejsce.

Przyznaję, bałam się, najbardziej w momencie zawracania spod blokady i powrotu na miejsce wymiany ognia. Mijaliśmy spalone auto, drugie z rozerwaną karoserią, kierowca szukał objazdu.
Do Jerycha dojechaliśmy piękną trasą widokową na Dolinę Jordanu. Kamienna pustynia, góry i oazy w dole. Pasterze przeganiali swoje owce po zboczach obok drogi. W dole plamy zieleni, palmy i Góra Kuszenie na wjeździe do Jerycha.

Takie sielskie widoki, gdzie stąd kilkanaście minut dalej, toczą się walki na śmierć i zycie.
Nadal poruszona byłam wyjazdem z Ramallah i niedawnym widokami. Trzeba było się trochę uspokoić i wyciszyć. Zjedliśmy obiad w lokalnym barze: kebab, falafel, sałatki, humus i pita. Do tego gorąca herbata z zieloną miętą. Potem spacer wśród licznych straganów z owocami.

Jerycho jest podobno najstarszym miastem świata, leży w depresji, 260 metrów pod poziomem morza. To ostatnie chyba sprawia, że było zdecydowanie mocno gorąco.

Zresztą świadczyły o tym mijane plantacje bananów, obsypane owocami drzewa pomarańczowe i stragany pełne lokalnych owoców. Ludzie bardzo życzliwi, częstowali nas malutkim bananami, zagadywali.
Trzeba było jednak wracać. Taksówkarz za trasę do Betlejem chciał najpierw 30 szekli od łebka. Udało mi się stargować na 50, za trzy osoby.
Nie zdążyliśmy wyjechać z miasta, ogień i czarny dym na drodze.

Żołnierze obok, znów regularna wojna z wojskiem. Znów kierowca przyśpiesza, znów strach i dążące ręce przy robieniu zdjęć.
Na lokalnych współpasażerach, chyba takie widoki nie robią wrażenia, żartowali z mojego przejęcia i zaskoczenia walkami w mieście.

Do Betlejem dojechaliśmy obserwując z góry czarne chmury w kilku miejscach, unoszące się nad zabudowaniami na horyzoncie.
W Betlejem trzeba było wziąć taksówkę do dworca i znów wojenne widoki.

Przy murze, gdzie są rysunki Bangsego, osmalona ulica, dym, przewrócone śmietniki, okna z zasłoniętymi okiennicami, ślady zamieszek i młodzi ludzie w czarnych kominiarkach stojący na chodniku. Taksówkarz szybko nas dowiózł do autobusu jadącego do Jerozolimy.

Po drodze znów widoki na czarne dymy.
Przy Bramie Damasceńskiej pojawiły się ponownie ekipy reporterów nadających na żywo swoje programy.

12.12.2017