Od rana nie za dobrze się czułam, duszności i serducho dawały się we znaki. Rozważałam nawet opcje, aby wrócić do hostelu. Obsługa dała mi krzesełko do złapania oddechu i chwila odpoczynku zdecydowała, że jednak podreptałam na szlak. Wzięłam ze sobą krzesełko na wszelką wszelkość i wybrałam najkrótszą trasę. Parę razy mnie jeszcze machnęło, ale chyba poziom endorfin wyleczył ze słabości.
Byłam tu kilka lat temu, pamiętałam wspaniałą roślinność. Ścieżka wygodna, łatwa a rośliny wkoło majestatyczne. Wszystko kapiące wilgocią i pachnące dżunglą.

Co zakręt ścieżki, to piękniejsze obrazy. W połowie, wdrapałam na punkt widokowy. Niestety akurat zaczęło padać i trzeba się było szybko zbierać. Końcówka szlaku w ulewie, nie miałam oczu do obserwowania otoczenia, tylko uwagę, aby się nie poślizgnąć na omszałych kamieniach.

Oczywiście tradycyjnie wybrałam się w japonkach, zostawiając kalosze w skrytce na dole przy recepcji.

28.07.2021