Po sohan do Qom
Nie chciało mi się wychodzić z domu. Mimo, że w Teheranie nie ma już ubiegłotygodniowego śniegu, jest chłodno.
Nie chciało mi się wychodzić z domu. Mimo, że w Teheranie nie ma już ubiegłotygodniowego śniegu, jest chłodno.
Dwa tygodnie po tragicznych wydarzeniach związanych z zestrzeleniem samolotu pod Teheranem dotarłam do Iranu.
Ta podróż miała być lekiem na problemy z sercem, ucieczką przed przygnębieniem i zimnem. Wsiadasz do samolotu w Warszawie i po sześciu godzinach lotu wysiadasz w stolicy Indii. Nie trzeba przy tym za bardzo myśleć, można iść za tłumem, jak automat, robiąc to co zawsze.
Rysunki na murze odgradzającym Izrael od Autonomii Palestyńskiej. Getto.
Ostatni dzień w Jerozolimie zaczął się dość późno. Było już gorąco i plany zobaczenia dzielnicy ultraortodoksyjnych Żydów, musiałam odłożyć na kolejną wizytę w Izraelu.
Bez kawy mrożonej nie daję rady a na śniadanie - pyszny falafel na rogu. Wszystko jeszcze pozamykane, ino poczta czynna.
Walled Off Hotel z granicy w Betlejem, to miejsce, które bardzo polecam odwiedzić. Przed wejściem mapa i lokaj, rodem z epoki kolonialnej.
Po kolejnej nocy pod gwiazdami, świt z szybkim marszem do Bramy Damasceńskiej. Na szczęście na chwilę ja otworzyli, ale dworzec busików do Betlejem (leżącego po palestyńskiej stronie) nadal zamknięty.
Noc spędziłam pod gołym niebem, w pokoju było tak gorąco, że nawet pościel patrzyła. Materac, dwa prześcieradła i poduszka, więcej mi do spania nie było konieczne.
Rano pobudka, lotnisko, lot i już jestem w Izraelu. Trzy pytania i dostałam niebieską kartkę z wizą - a kto mnie tak straszył, że nie wpuszczą, że osobista, że kilka godzin przesłuchania?