Po noclegu tranzytowym w Polar Lodge w Kangerlussuaq lot do Ilulissat położonego bardziej na północ miasta. Czerwony śmigłowy samolot Air Greenland i stewardesa w kozakach z foczej skóry. Część lotu zasłonięta przez chmury, ale można też było podziwiać lodowe krajobrazy. Białą czapę pomarszczonego czoła lodowca, który wlewał się jak lukrowa masa szczelinami w upruszone śniegiem ciemne skały. Z góry widać było, że fiordy od oceanu skute są lodem. Surowe obrazy tak bardzo niegościnne dla żywych istot. Dwa tygodnie temu leciałam tak nad rzekami dopływami Amazonki, soczyście zielonymi po horyzont gęstwinami. Teraz biel była dookoła. Szukałam jakiegoś koloru, punktu zaczepienia, bezskutecznie. Białe niebo, lód, śnieg, horyzont.
Dopiero przed samym lądowaniem w Ilulisat pojawiły się kolorowe domki na osniezonych wzgórzach nad wodą. Mocne i intensywne kolory pięknie wyglądały w tym nieskazitelnie pomalowanym krajobrazie.
Piszczałam jak dzieciak na widok gór lodowych w fiordzie. Niektóre z nich miały błękitne podbarwienie, taką mleczno- błekitną poswiatę. Było ich mnóstwo.
Na lotnisku czekał na naszą siódemkę bus hotelowy. Best Western Hotel Ilulisat góruje nad miasteczkiem swoją wysokością. Na dachu ma taras z pięknymi widokami na okolicę.
Niedługo potem spotkaliśmy się z Hanią i Marcinem. Trzeba zaplanować kilka dni wspólnego pobytu.
Wieczorem zeszliśmy w dół, do apartamentu naszych przyjaciół. Ich domek jest nad sama wodą, kilkanaście metrów od płynących gór lodowych.
Te większe nie wykazują widocznego na oko, ale za to.mniejsze suną majestatycznie powoli. Co jakiś czas ciszę przerywa dźwięk wystrzału, to odpada kawałek góry i z chlupotem wpada do wody. Robią się fale, Tal jak po przepłynięciu motorówki czy kutra rybackiego. Poza tym, wodą jest jak lustro, odbijając niebiesko- białe, różnorakie w formie masy lodu.
Jest cicho, mewy czasami głośno się zaśmieją.
Filmik:
Drugi: