Małpa z Nazca
Linie z Nazca fascynowały mnie od dawna. Kiedy jednak znalazłam w necie informację, że wraz z piramidami w Gizie, moai z Wyspy Wielkanocnej i świątynią Anghor Wat znajdują się na jednym okręgu, wiedziałam, że muszę je zobaczyć.
Linie z Nazca fascynowały mnie od dawna. Kiedy jednak znalazłam w necie informację, że wraz z piramidami w Gizie, moai z Wyspy Wielkanocnej i świątynią Anghor Wat znajdują się na jednym okręgu, wiedziałam, że muszę je zobaczyć.
Okradziono mnie. I nie był to żaden Peruwiańczyk, ale osoba, z którą podróżowałam. Nie chodzi już o pieniądze, które najprawdopodobniej ginęły mi codziennie, a o stres związany z sytuacją. Na szczęście moi Przyjaciele nie dali mi długo się martwić - DZIĘKUJĘ!
Niedaleko Paracas, na południe od Limy leżą Wyspy Ballestas. To takie Galapagos w pigułce. Wyspy wraz z Półwyspem Paracas tworzą park narodowy. Już porcie można obserwować wielkie pelikany siedzące na rybackich łodziach. Niedaleko baraszkują delfiny.
Zupełnym przypadkiem, podczas włóczenia się po południowych krańcach Limy trafiłam na pomnik Jezusa. Stał na grzbiecie góry spoglądając na stolicę Peru. W tej chwili, jest to najwyższa figura Jezusa na świecie. Wyższy jest o metr od sławnego polskiego ze Świebodzina.
Po czterech miesiącach wróciłam do Ameryki Południowej. Tym razem zobaczę mistyczne Peru. Podróż zaczęłam od łotewskiej Rygi, potem była Barcelona, Madryt i stolica Peru - Lima. Nie mam zbytnio czasu na odpoczynek po długim locie, jak to często jest w czasie moich poszukiwań Pacanowa.
Pierwszym z odwiedzonych miast, które mają w swojej nazwie Santiago było to na Kubie, drugim Santiago de Chile. Miasta łączy nie tylko strona świata i język, jakim posługują się mieszkańcy. Oba są prawdziwymi perłami architektury kolonialnej z licznymi zabytkami.
Starówka tego pięknego kolonialnego miasteczka jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jako jedyny obiekt w Urugwaju. Warto tam pojechać, chociaż na jeden dzień. Klimatem ulic z kocimi łbami i barokowymi kolorowymi domkami, przypominała mi troszkę kubański Trinidad.
Chyba na żaden posąg nie patrzyłam się tyle, co na Jezusa z Rio de Janeiro. Godzinami obserwowałam, jak wyłania się z ciemności nocy, wiatr rozgania poranne mgły i południowe chmury.
Dziś wpis związany z wodą, czyli wspominki z granicy brazylijsko - argentyńskiej. Leżą tam jedne z najpiękniejszych wodospadów na świecie, wodospady Iguazu, okrzyknięte pod koniec 2011 jednym z nowych siedmiu cudów świata.
Zima za oknem, więc czas na najgorętszą plażę na świecie, czyli gorącą Copacabanę w Rio de Janeiro. Odwiedziłam to miasto podczas swojej listopadowej podróży po Ameryce Południowej. Od samego początku spięci byliśmy strachem i psychozą.