Odpoczynek w Siem Reap
Miasto, z którego tysiące turystów zwiedzają pobliskie świątynie Angkor bardzo mi się podobało. To nic, że trochę przypomina nasze nadmorskie tłoczne miejscowości, gdzie pełno turystów i straganów z pamiątkami.
Miasto, z którego tysiące turystów zwiedzają pobliskie świątynie Angkor bardzo mi się podobało. To nic, że trochę przypomina nasze nadmorskie tłoczne miejscowości, gdzie pełno turystów i straganów z pamiątkami.
Angkor, to nie tylko jedna świątynia. Po zobaczeniu kilku, miałam jednak przesyt, mimo, że każda z nich piękna i unikatowa. Zresztą upał robił swoje, musiałam zwolnić.
Odpoczywając w Siem Reap odwiedziłam małą fabryczkę jedwabiu, gdzie poznałam cały proces wytwarzania tego ekskluzywnego materiału. Skosztowałam też mięsistych larw jedwabnika wprost z gorącego oleju.
Z Siem Rap dotarłam wreszcie do Angkor Wat. Ten kompleks ponad 400 świątyń z XII,XIII i XIV wieku jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Rocznie odwiedza go ponad 2 miliony turystów.
Nie lubię tłumów i o świcie nie pognałam jak wszyscy do głównej świątyni, tylko zaszyłam się w spokojniejszej Ta Prohm. Tu towarzyszami były ptaki, motyle i kobiety, które sprzątały alejki. Byłam ja i ogromne drzewa wrośnięte w kamienne budowle. Dopiero po godzinie pojawili się pierwsi zwiedzający.
Do Phnom Penh trafiłam po długiej podróży łodzią z Wietnamu. Granicę między tymi państwami przekraczałam na wodzie. Bez kolejek, długiego czekania, pierwsza moja rzeczna granica. Potem tylko kilka godzin szybką łodzią, która miała być z klimą a jak się okazało, nie była. Podobnie, jak większość wietnamskich obietnic..
Do wesołego rubasznego Buddy dotarłam na początku podróży deltą Mekongu. Vinh Trang Pagoda niedaleko My Tho, to ciekawe miejsce. Trzy posągi Buddy, pagoda, majestatyczne bramy wejściowe i przepiękne otoczenie w postaci kolorowego ogrodu z drzewkami bonsai.
Lubię poznawać nowe smaki w miejscach, które odwiedzam podczas swoich podróży. Będąc w Ho Chi Minh City, czyli dawnym Sajgonie musiałam spróbować prawdziwych sajgonek. Świeże, pachnące, jednak nie do końca mojemu podniebieniu odpowiadające. Jednak coś nowego. Tak samo jak zupa.
Niedaleko Chau Doc jest ciekawe miejsce, ptasie sanktuarium w zalanym bagnistym lesie. Najpierw płynie się łodzią motorową, by najpiękniejsze miejsca oglądać już z małej łódki, sunącej po zielonej od pływających roślin, wodzie.
Ta rzeka ma wielki potencjał. Dzięki jej wodom i dobremu systemowi nawadniania, pobliskie pola są dostawcą pożywienia nie tylko dla okolicznych mieszkańców. Codziennie rano Cai Rang w Can Tho odbywa się wodny targ, gdzie hurtowe ilości warzyw i owoców można korzystnie sprzedać czy wymienić na potrzebny towar.